Photo diary / kwiecień, maj


Od kiedy zdałam sobie sprawę, że blog stał się moim obowiązkiem, kompletnie straciłam ochotę na  działania w tym zakresie. Prawda jest taka, że najpiękniejsza pasja straci w oczach gdy będzie jej towarzyszyć słowo "muszę"... Nawet w najfajniejszym związku trzeba mieć chwilę oddechu. Nie będę robiła nic na siłę, ale dzisiejszy typowo zdjęciowy wpis to spontan o jakim marzyłam od dawna!

________________________


Pięknie rozpoczęła się ta wiosna! Uwolniłam się mentalnie, złapałam oddech i nareszcie mogłam cieszyć się tym, co proste. Tak bardzo tęskniłam za radością z błękitnego nieba, kwiatów i małych radości...





Jakiś czas temu urządziłam sobie mały kącik przy kuchennym oknie. Przytargałam tam stół, kupiłam lampki i co jakiś czas dokonuję małych zmian. Najpiękniejsze jest w tym ciepłe światło popołudniowego słońca... 
Pewnie część z Was sobie pomyśli, czemu nie kupiłam sobie jeszcze toaletki? ;) Szkoda mi kasy, poza tym na ten moment nie miałabym jej gdzie postawić.





Wiosenne ciasta, oba nasączane lemoniadą cytrynową. Pierwsze jest o smaku borówkowym, drugie to truskawka plus Oreo.




Przez ostatnie dwa tygodnie niesamowicie często odwiedzaliśmy to miejsce. Małe jezioro i jeszcze mniejsza plaża, a do tego łąka obok... Do tego typowy, sielski klimat. Nie ma lepszego miejsca na relaks z rodziną. Następnym razem zabierzemy ze sobą naszą suczkę, by mogła się wybiegać :)





Prawda, że tam jest pięknie? :)



Prawdziwa wolność... :)





Pierwsze polne kwiaty w tym roku... Cudowne!





A tu już troszkę z Warszawy ;) Dobrze, że nie zawsze muszę tam być z obowiązku, bo praktycznie codzienne dojazdy są irytujące i męczące. Łatwiej by było tam mieszkać ze względu na pracę (po prostu wrócić), ale nie po to uciekłam z tego miasta, by tam wracać. Dojazdy do pracy stały się moją rutyną, jednak wymagają logistyki przez to, że przed i po pracy zabieram ze sobą Julkę. Droga z humorzastą (prawie) sześciolatką, to wyższa szkoła jazdy ;)


A co porabiałam, gdy nie musiałam jechać do pracy?

1 maja oczywiście byliśmy z Damianem w kinie na Avengers: Endgame ;) Choć film był naprawdę długi, to wbił mnie totalnie w fotel! Było w nim tyle emocji i akcji, że oglądało się go z niesamowitą przyjemnością! :D Na dodatek fabuła jest strzałem w dziesiątkę - wszystko było tak, jak powinno być i skończyło się niesamowicie szczęśliwie nawet, jeśli dwójka najważniejszych bohaterów odeszła na tamten świat.


Co jeszcze porabiałam?

Kilka dni później wybrałam się do ukochanej Charlotte Menora na lunch z Anią. Jadłam kanapki z piersią z indyka z dodatkiem żurawiny i naprawdę dobrego majonezu. Nie byłabym sobą gdybym nie zjadła jeszcze pieczywa z tym cudownym kremem z białej czekolady...!


Mam nadzieję, że pierwsze dni maja minęły Wam równie przyjemnie jak mi :) I że nie robiliście nic na siłę :D



Komentarze

  1. jakie Ty robisz piękne zdjęcia ! i takie ładne kwiaty, te pole! sztos!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miłe, ciepłe słowa a także szczera, kulturalna, i przede wszystkim - konstruktywna krytyka - wszystko jest dozwolone. To motywuje mnie najbardziej w blogowaniu!:)

Chamstwo i obraźliwe teksty lądują w koszu od razu.

Popularne posty