Najlepsze co mogłam dla siebie zrobić...
Gdy ktoś Was skrzywdzi, Wasza samoocena ląduje na dnie. Tak jest zawsze. Choćbyście miały najmocniejsze charaktery to złe czyny innych w Waszym kierunku, zawsze Was dotkliwie poranią. Zawsze możecie w odpowiednim momencie się wycofać, ale gonitwa myśli zrobi Wam to samo co inni ludzie.
Gdy utracicie coś na czym Wam zależy, szukacie przyczyny i winy w sobie. A nie zawsze się coś traci na własne życzenie, czasem pomagają w tym osoby trzecie licząc na zysk z Waszej krzywdy. Wasza wiara w ludzi redukuje się do zera.
Czasem jednak bywa tak, że pechowe wydarzenia idą jednym ciągiem miesiącami, jak nie latami… A Wy zastanawiacie się, co jest do cholery jasnej nie tak, że spotykają Was różne, niefajne rzeczy. A to przyjdzie Wam do głowy, że ktoś rzucił na Was złe słowo, albo urodziliście się pod pechową gwiazdą. A może po prostu jesteście…? Tu dopowiedzcie sobie sami, w każdym razie to wszystko co przechodzicie mocno podkopuje Waszą samoocenę i sprawia, że nie jesteście w stanie myśleć pozytywnie.
Naprawdę nie jesteście w stanie myśleć pozytywnie.
NIE POTRAFICIE, NIE DA SIĘ.
I to spotkało mnie.
Nie będę tu pisać o swoich niepowodzeniach, bo po co? Wystarczy Wam to, że jestem chronicznie zmęczona i nie znam przyczyny tego, a tak bardzo zmęczona nie byłam w stanie się obronić.
___________________________
Wejście w nowy rok przyniosło mi coś czego się nie spodziewałam. Przez jedną ważną rozmowę dostałam niesamowitego kopa do tego by wrócić do tego, co utraciłam przez niekorzystne zdarzenia w moim życiu i nie umiałam się z tego wyplątać. Winić siebie mogę w tym tylko dlatego, że na to pozwoliłam…
Ciężko w to uwierzyć, ale utrata mega dobrej samooceny i pozytywnego myślenia spotkała i mnie. Kto czyta mojego bloga od lat ten wie, że chyba nie było w internecie bardziej pozytywnie myślącej osoby ode mnie i że wręcz sprawiałam wrażenie chodzącego słoneczka :D A jak widać i mi było trudno ten stan utrzymać. Niestety ciągle kopany człowiek nie jest w stanie dłużej się trzymać w ryzach i w końcu zaczyna przez to niedomagać, tracić powłokę. Trochę jak nasza planeta bombardowana przez cząsteczki wiatru słonecznego - za silny strumień przebija się przez ochronną warstwę i dotkliwie ją parzy….
Wiecie jak się czuje człowiek, który nie potrafi myśleć pozytywnie? Na pewno wiecie, jest Was wielu. Znam mnóstwo pesymistów, lub osób które doświadczone trudami życia nie umiały się otworzyć na dobro. Ja nie potrafiłam, zgubiłam zdolność dostrzegania dobra w małych rzeczach. Moją głowę zdominował strach, masa lęków… Czułam, że gorzej być nie może. Przełomową okazała się być JEDNA rozmowa z dobrą koleżanką. Ta dziewczyna uratowała moją wiarę w siebie i uświadomiła mi, że krzywda krzywdą, ale myśląc negatywnie i bojąc się nadmiernie mogę ściągać te wszystkie negatywne rzeczy, których się boję. Pomyślałam, że coś w tym jest - w końcu kiedyś sama pisałam Wam kiedyś o sile przyciągania, pamiętacie?
No ale do rzeczy.
Gdy byłam w kulminacyjnym momencie, że tak bardzo ale to bardzo myślałam, że jestem głęboko w dupie, jedna myśl uderzyła we mnie jak piorun…! Zdałam sobie sprawę, że nie mogę dalej tkwić w strachu, myśleć negatywnie i słuchać obaw, bo naprawdę się wykończę. To był ostatni dzwonek na uratowanie mojej rzeczywistości. I nie chodzi tu o innych, ale o mnie. Tak długo i mocno płakałam nad rozlanym mlekiem, że straciłam czujność i doprowadziłam się do okropnego stanu… Pal licho innych, mam ich w dupie. Powinnam skupić się na własnym szczęściu, a skupiłam się na tym, jak bardzo po tej dupie dostałam. Oczywiście, że to niesprawiedliwe, podłe i wredne. Poczułam się jak najprawdziwsza frajerka. Ale dopiero po tym dotarło do mnie, że to nie ze mną jest problem. Jest pełno ludzi którzy mają złe intencje i robiąc swoje nie interesuje ich co Wy czujecie. Wiecie co? To z nimi jest coś nie tak! To oni robiąc Wam pod górkę pokazują, że sami mają ze sobą problem i próbują sobie wzbogacić swoje nędzne ego Waszym kosztem.
Moje myśli niesamowicie mnie męczyły. Po tej rozmowie wiedziałam, że zrobiłam sobie krzywdę. Nie dość, że byłam zmęczona przez dolegliwości fizyczne, to i dusza zaczęła cierpieć. Długotrwały stres mi nie służył… Dłużej już tak ze sobą żyć nie mogłam i postanowiłam, że muszę coś z tym zrobić.
Pierwszym krokiem
było uświadomienie sobie tego, dlaczego tak się stało.
Może i świat jest pełen nieuczciwych ludzi, ale nawet
oni są nam potrzebni na drodze do doskonałości. Nic
nie dzieje się bez przyczyny.
Drugim krokiem
było wyciągnięcie wniosków - że nawet jeśli coś jest
bardzo bolesne, to zawsze nas czegoś uczy. Nasza
sprawa co z tym zrobimy, ale tak właśnie jest w życiu.
Trzecim krokiem
było ogarnięcie sobie tego, że ja naprawdę muszę
zacząć znowu dostrzegać piękno w małych rzeczach
bo życie nie jest tylko słodko pierdzącym pasmem
niespodzianek i trzeba sobie je umilać. Kiedyś potrafiłam
się cieszyć z tego, że nadeszła wiosna i na drzewie zaczęły
rosnąć zielone listki, a dziś miałabym to w dupie?
Ooo nie, tak nie może być!
Czwartym krokiem
była wizualizacja marzeń i dobra. To jak lek dla duszy, ale
na początku musiałam się do tego zmusić, bo samo nie poszło.
Piątym i najważniejszym krokiem
była walka ze strachem i wewnętrznymi lękami. To zdecydowanie
najtrudniejsze wyzwanie bo nie jest tak łatwo się ich pozbyć. W
zasadzie człowiek ciągle się boi, ale nie ma wyjścia jeśli chce się
czuć dobrze - MUSI SIĘ TYCH LĘKÓW POZBYĆ, musi je
neutralizować dobrymi myślami. Osoby wierzące w siłę przyciągania
wiedzą, że bojąc się przyciągamy i urzeczywistniamy nasze lęki,
więc z całej siły musimy je od siebie odsunąć. Ja w to wierzę, ale
odsuwam ten strach również dla własnego dobrego samopoczucia,
by tylko nie porzygać się ze stresu.
To ja KREUJĘ SWOJE ŻYCIE i odpowiadam za swoje samopoczucie - lepsze bądź gorsze.
To JA MUSZĘ ZAPANOWAĆ nad swoimi myślami niezależnie czy to kwestia mojej wiary
czy stanu mojego zdrowia.
Na koniec apropos wiary - wierzę, że ta rozmowa była mi pisana. I gdyby nie ona, nie odkopałabym się. To najlepsze co mogłam dla siebie zrobić i najlepsze, co obca osoba zrobiła dla mnie całkiem nieświadomie.
Dziękuję. Jestem wdzięczna, naprawdę wdzięczna.
Trafiłam na Twój post w krytycznym dla mnie momencie. Ukochana osoba zostawiła mnie po trzech miesiącach znajomości. Może jest to krótki okres, zbyt krótki by rozpaczać ale poczułam jakby mi ktoś wyrwał serce. Boli niemiłosiernie bo ta osoba była dla mnie kimś nadzwyczaj wartościowym a teraz nie umiem się pozbierać. Brak kontaktu mnie rozwala, terapia nie pomaga. Może nie powinno się uzależniać od kogoś ale w momencie głębokich uczuć nie da się pozbierać do kupy w jeden dzień. Jedyne o co chcę Cię prosić to dodaj mi telepatycznej otuchy Marta, bo wiem że mnie zrozumiesz :(
OdpowiedzUsuńJesteś nim poważnie zauroczona... Przeżyj po prostu tą żałobę, wyrycz się ile potrzebujesz, za kilka tygodni będzie lepiej. Lepiej że to się stało teraz, niż po kilku latach jakby łączyło Was o wiele, wiele więcej. Trzymaj się :*
Usuń