Wiesz o czym teraz marzę?
Ostatni wysyp brzuszków sprawił, ze z nostalgią przeniosłam się myślami kilka lat wstecz. Gdy przeglądałam stare zdjęcia, natknęłam się na kilka, dosłownie kilka z okresu ciąży. Myślałam, ze jest tego więcej... Byłam w szoku, ze nie zachowałam więcej wspomnień z tego ekscytującego czasu. Nie ma się jednak co dziwić, bo ta ciąża była specyficzna.
Po pierwsze - była tą pierwszą, była czymś nowym. Nie wiedziałam czego się spodziewać, jak będzie się zachowywać mój organizm, a jego wszelkie reakcje naprawdę mnie zadziwiały - zwłaszcza huśtawka nastrojów... 😱
Po drugie - bardzo przejmowałam się reakcjami ludzi na mój widok. Urodziłam dziecko mając 21 lat, wyglądałam na 6 lat młodsza. Od chwili obwieszczenia ciąży światu towarzyszył mi NIEUSTANNY HEJT, na żywo i w internecie. Jeszcze gorsze było to, ze to szło od kobiet...
Po trzecie - presja i brak spokoju - presja na ślub bo ciąża, presja, by ochrzcić dziecko bo tak wypada. Nikt, absolutnie nikt poza partnerem, mamą i teściową nie pytał, czy faktycznie tego chce. A nie chciałam. Wiecie, jestem tego zdania, ze dziecko to każdy może zrobić, ale ślub czy sakrament, to dla mnie sprawa życia i śmierci. I JA sto razy zastanowię się zanim wyjdę za mąż czy ochrzczę dziecko - bo męża chcę mieć jednego do końca życia, a żeby ochrzcić kogoś to trzeba wiedzieć dlaczego i U KOGO, a nie dlatego, żeby teść czy ciocia byli zadowoleni.
Choć nie wszystko było tak pozytywne jak można by sie spodziewać, to z coraz większą nostalgią wspominam ten czas i nie ukrywam, ze marzę o drugim dziecku.
Ale nie od razu tego chciałam. Julka od urodzenia była naprawdę hardkorowym i bardzo wymagającym dzieciątkiem (wpis o dziecku hnb). Pierwsze 3 lata z nią były czasem na najwyższych obrotach, i to już od samej porodówki. Dopiero po 3 roku życia nasze wspólne życie stało się łatwiejsze, a z każdym rokiem było spokojniej. Gdy miała 4 lata, wróciłam do pracy i spojrzałam na naszą relację z dystansu. Zobaczyłam, jakim wspaniałym doświadczeniem był ten pierwszy etap macierzyństwa i jak wiele mi dał. Od tamtej pory wiedziałam, że moje marzenie o tworzeniu domu i rodziny jest jeszcze silniejsze. Oczyma wyobraźni widziałam stópki biegające po trawniku - te małe i duże, buzie zajadające szarlotkę, którą upiekłam, czy wspólne ognisko, a w przyszłości mnie i Damiana oglądających fotografie z dawnych lat. Dla mnie pełna i trzymająca się razem rodzina to największy życiowy cel. Karierę mogę robić później, zresztą patrząc na to jak teraz ludzie się biją o stołki... Odpuszczam... I choć bardzo lubię swoją pracę, to widzę ogromny SENS w wychowaniu kolejnego pokolenia na porządnych ludzi. Pomimo tego, że wychowanie w miłości i tolerancji do drugiego człowieka jest usłane drogą pełną wzlotów i upadków, to niesie ogromną satysfakcję i poczucie dobrze wykonanej pracy.
Nic mnie nie dowartościowało w życiu bardziej, niż bycie dobrą mamą.
Nic mnie nie dowartościowało w życiu bardziej, niż bycie dobrą mamą.
Dlatego tez po kilku życiowych wybojach, wzlotach i upadkach, po bólu poronień... z radością będę wyczekiwać cudu bycia mamą po raz drugi. Tym razem będę już przygotowana i będzie inaczej. Nie straszne mi pampersy, nocne wstawanie czy ogarnianie tak małego dziecka. Mam doświadczenie i wiem czego sie spodziewać. W pierwszej ciąży się uczyłam, zdawałam egzaminy i miałam masę stresów, w tej pracuję, prowadzę dom z moją miłością, mamy naszą kochaną sześciolatkę, a moje życie jest tak po ludzku... poukładane? Czuje, ze po prostu będzie dobrze, będzie tak, jak zawsze chciałam, by było. Wiem, ze różne rzeczy mogą się zdarzyć, ale będzie spokojniej. Jestem przygotowana.
Pamiętam Twoje wpisy z tamtego czasu. Były bardzo szczere i chyba mi to pomogło, jak sama zaliczyłam wpadkę :) Moim zdaniem jesteś MEGA MAMĄ i rób to, co daje Ci szczęście. Stołki to nie wszytko.
OdpowiedzUsuńPo prostu cudnie...
OdpowiedzUsuń