Pielęgnacja cery mieszanej ze skłonnością do przesuszenia • Foreo & The Ordinary
Cztery miesiące temu rozpoczęłam walkę o skórę bez niedoskonałości. Tak jak nawilżenie było moją piętą achillesową, tak było też ze wszelkimi wypryskami, zanieczyszczonymi porami czy intensywnym wydzielaniem sebum. Pomimo tego, że myłam buzię dwa razy dziennie i robiłam peelingi (najczęściej drobnoziarniste), nie uzyskiwałam żadnego, konkretnego efektu. Pory dalej były wypchane po brzegi ciemną, tłustą masą, a usuwanie mechaniczne mijało się z celem. Poza tym peelingi które stosowałam nie usuwały martwego naskórka... A jeden z moich ulubionych kremów nie chciał działać - więc ani nie mogłam buzi wyczyścić, ani nawilżyć. No nie dało się. Postanowiłam zmienić swoją pielęgnację. Na mojej półce łazienkowej pojawiły się zupełnie nowe produkty i zmienił się sposób oczyszczania.
Lubię krem nawilżający od The Ordinary łączyć z czymś innym... Albo po prostu go przykryć, lub użyć czasem czegoś innego. Sporym zaskoczeniem był dla mnie ten krem od Nivea. A dlaczego? Wszystkie kremy od Nivea jakich używałam były paskudnymi zapychaczami. Ten kupiłam w Biedronce i aż nie mogłam uwierzyć, że jest tak lekki, nie zapycha i tak dobrze nawilża. Nie wiem od czego to zależy, może po prostu trafiła tam dobra seria? W każdym bądź razie jest świetny. Zdarzało mi się go nakładać bez przygotowania cery po myciu a cera i tak była nawilżona, miękka i miła w dotyku :)
NUXE używam w kryzysowych momentach, gdy buzia potrzebuje czegoś innego, lub po prostu jest mocniej przesuszona. Ponadto zauważyłam, że dobrym sposobem jest stosowanie go na mocniej wysuszone fragmenty skóry, która wtedy szybciej dochodzi do siebie. Lubię go!
Mój rytuał zaczynam od oczyszczania twarzy. Odkryłam, że moja cera potrzebuje codziennego złuszczania i masażu, więc gdy tylko zobaczyłam szczoteczkę Foreo Lunę Play Plus na promocji w Super Pharm, nie wahałam się ani chwili przed zakupem, który był pierwszym krokiem w mojej nowej pielęgnacji. Ale do zakupu nie skłonił mnie jedynie kiepski stan mojej skóry. Więc co?
Piękna buzia mojej Ani. Spotykamy się rzadko, wiec mam porównanie. Wierzcie mi, jej cera wyglądała zupełnie inaczej na kilka miesięcy przed tym spotkaniem. Była szara, zmęczona, niezbyt jędrna. Lecz gdy ją tylko zobaczyłam po tych wielu dniach, nie mogłam się nadziwić! Wygladała zdrowo, była miękka, sprężysta, rozjaśniona i świeża. A jej właścicielka pięknie i promiennie. Byłam w szoku, jak wiele potrafi zdziałać konkretne oczyszczanie i złuszczanie. To była moja największa motywacja.
Szczoteczka nie była tania, ale wiedziałam, że to będzie naprawdę dobry i wartościowy zakup. Już samo pierwsze użycie nieźle pokazało na co stać to urządzenie. Skóra była tak złuszczona, że aż sprawiała wrażenie tępej w dotyku, ale dzięki temu krem wchłonął się i to konkretnie! Potem przyszła pora na resztę...
Kolejnym krokiem stały się kwasy... W moje ręce trafiły te od The Ordinary. Słyszałam na ich temat wiele dobrego, ale jakoś nigdy nie miałam zbyt wiele motywacji do wprowadzenia takiego sposobu dbania o cerę u siebie. I wiecie co, żałuję, że zaczęłam ich używać tak późno!
Kwas Glikolowy 7% stosuję jako tonik w celu regulacji pracy gruczołów łojowych, delikatnego złuszczenia na co dzień, wygładzenia i wyrównania kolorytu mojej cery. Używam go praktycznie codziennie, poza dniami w których wykonuję peeling kwasami (AHA 30% + BHA 2%) i powiem Wam, ze na mojej buzi działa cuda. W końcu nie mam takiego problemu z czarnymi kropkami na nosie, a dzięki peelingowi kwasowemu który zostawiam na buzi na około 10 minut moja buzia jest ekstremalnie gładka i idealnie przygotowana do nakładania serum, kremów czy maseczek. Jeśli już mowa o czarnych kropkach czy wypryskach, to jest ich 80% mniej niż przed kuracją The Ordinary. Przestały też pojawiać się ropne pryszcze, a jedyne czym mogłabym się troskać to kaszka pod skórą, która jest tylko i wyłącznie wynikiem prowadzonego przeze mnie trybu życia.
Ostatnim kwasem, który stosuję, jest kwas hialuronowy z dodatkiem witaminy B5. Używam go jako serum pod kremy i widzę, że cera jest dzięki niemu przyjemnie napięta.
Po oczyszczaniu, tonizowaniu i serum, następnym krokiem jaki wykonuję, jest nałożenie kremu nawilżającego z kwasem hialuronowym. Można powiedzieć, że krem jak krem, ale jak dla mnie to jeden z najlepszych produktów jakie używałam. Ma normalny skład i NAPRAWDĘ NAWILŻA. Świetnie sprawdza się pod makijaż a nakładany na noc działa cuda.
Lubię krem nawilżający od The Ordinary łączyć z czymś innym... Albo po prostu go przykryć, lub użyć czasem czegoś innego. Sporym zaskoczeniem był dla mnie ten krem od Nivea. A dlaczego? Wszystkie kremy od Nivea jakich używałam były paskudnymi zapychaczami. Ten kupiłam w Biedronce i aż nie mogłam uwierzyć, że jest tak lekki, nie zapycha i tak dobrze nawilża. Nie wiem od czego to zależy, może po prostu trafiła tam dobra seria? W każdym bądź razie jest świetny. Zdarzało mi się go nakładać bez przygotowania cery po myciu a cera i tak była nawilżona, miękka i miła w dotyku :)
NUXE używam w kryzysowych momentach, gdy buzia potrzebuje czegoś innego, lub po prostu jest mocniej przesuszona. Ponadto zauważyłam, że dobrym sposobem jest stosowanie go na mocniej wysuszone fragmenty skóry, która wtedy szybciej dochodzi do siebie. Lubię go!
Patrząc na ilość tych kosmetyków i jakość, mogę spokojnie rzec, że moja pielęgnacja
jest naprawdę minimalistyczna i nastawiona na rozwiązanie konkretnego problemu.
Twarz po zmianie moich nawyków wygląda zupełnie inaczej i czuć, że jest dopieszczona.
Pory się uspokoiły bo są dobrze oczyszczone, skóra jest rozjaśniona dzięki kwasom i
tak miękka przez mocne nawilżanie, że uwielbiam jej dotykać. Jeśli macie tak jak ja
skórę mieszaną ze skłonnością do przesuszenia, to polecam Wam właśnie te kosmetyki.
Będziecie zadowolone :)
Ostatnio zaczęłam stosować pierwszy produkt z The Ordinary - serum granactive retinoid 2%. Na początku nie widziałam żadnej różnicy bo stosowałam 2 razy w tygodniu, ale odkąd nakładam je częściej - rano i wieczorem (!) - moja skóra zaczęła się poprawiać. Nie wiem, niektórzy mówią, że to za często, ale moja cera dobrze reaguje - dość szybko goją mi się wypryski, a że stosuję wysoki filtr, nawilżam i robię delikatny peeling podczas mycia, to mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
OdpowiedzUsuńNa lunę foreo mnie nie stać, stosuję za to taką myjkę silikonową za 5 zł, która strukturą bardzo przypomina foreo właśnie. Na moje sprawdza się super, tylko muszę się sama przyłożyć do mycia. Ale nie mówię nie, jak będę miała nastrój na wydawanie pieniędzy, to może kiedyś się zdecyduję xD
Kuszą mnie inne produkty z TO - między innymi to serum z niacinamide, oraz "czerwony peeling", ale na razie chcę popróbować samymi retinoidami, żeby skóry za bardzo nie "przestraszyć".
Czy ten krem z nivea można stosować pod makijaż? :)
Bardzo ciekawe propozycje. Interesujące są szczególnie produkty the ordinary.
OdpowiedzUsuńDzięki za propozycje. Właśnie zastanawiałam się nad zakupem tej szczoteczki, widzę o niej same pozytywne opinie :)
OdpowiedzUsuńTyle osttanio czytam o The Ordinary, że epwnie w końcu i ja się skuszę ;D
OdpowiedzUsuń