Grypa, grypa... i po świętach!


23 grudnia. Choinka dawno ubrana, bombki wiszą, światełka świecą, bo królowa angielska nie mogła wytrzymać do tego dnia. Wieczorem każdy już jest w domu, a grudniowy maraton jest już na finiszu. Prezenty są (!), jedzenie na kilka dni jest, choć bitwy w sklepie nie było. Nasza Biedronka taka calm. Szok, co nie? W kuchni gotowa szarlotka mówi „zjedz mnie!". Pełen luz i relaks. Chill jak podczas pierwszych świąt Harrego w Hogwarcie. To chwila, w której zdaję sobie sprawę, że jedyny kierunek, jaki będę obierać przez następne godziny to toaleta - kuchnia - pokój dzienny, i tak na przemian. Leżymy sobie do góry brzuchami, oglądamy tv i sączymy herbatkę z cytrynką. O Boże, jak mi dobrze. Oczywiście wszystko fajnie, tylko ten katar. 24 grudnia budzę się z gorączką.


sweter tutaj
obcisłe spodnie tutaj
wisiorek bezmarkowy


No i bęc! Choroba rozwija się ekspresowo, po południu bolą mnie okolice zatok, przy kolacji Wigilijnej jestem nieprzytomna i mam dreszcze. Pierwszy raz w życiu się nie objadam! Nie czuję zapachu jedzenia, nie mogę oddychać nosem, i weź jeszcze do tego jedz. Wszyscy zadowoleni a ja drażliwa, no i to ciągłe zbieranie zużytych chusteczek... Mogłabym z nich zrobić pole minowe i nikt by na to nie wlazł. Fujka. W nocy wracamy taksą do domu. Drożyzna, ale jest przyjemnie. W domu usypiam Julę i biorę aspirynę. Noc jest okropna, nie mogę spać, coś tam mi się śni, ale budzę się kilka razy z zatkanym nosem i potrzebą odkasływania. Rano jakoś robię tort bezowy i ogarniamy mieszkanie przed wizytą rodziny. Wszystko działa na mnie jak płachta na byka, ale później jest całkiem ok. Cały dzień z gorączką, odczucia takie sobie, wszystko przytłumione, zupełnie jakby ktoś założył mi foliową siatkę na głowę i kazał z nią chodzić. Działam jak robot, bo nie mam siły. Impreza się kończy, a ja ze złym humorem kładę się spać.


zegarek i bransoletka daniel wellington



trapery tutaj


Drugi dzień świąt spędzam w domu i się kuruję. Jest nietypowo, przez moją grypę nie jesteśmy w biegu. Cały czas trwają święta a luby w pracy, Jula ze mną. Budzimy się po 10, wstajemy przed 12. Niunia jest grzeczna, pilnuje mnie, bawi się i tuli się bardziej niż zwykle. Dalej mam okropny katar i doszedł ból gardła, a temperatura wysoko podskoczyła, więc wypijam aspirynę. Z przyjemnością jemy z Julią szarlotkę. Ozdabiamy choinkę ozdobami z papieru od babci. Jest o wiele ładniejsza niż na początku! Walić perfekcjonizm. Jest pięknie.
Myślałam, że będzie naprawdę do bani. Grypo, przegrałaś i nie zepsułaś mi świąt do końca, choć było nietypowo.


Komentarze

  1. Oh nie miała kiedy wpaść z wizytą (grypa) hehe.... ale najważniejsze to i tak że z rodziną .... zdrówka :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miłe, ciepłe słowa a także szczera, kulturalna, i przede wszystkim - konstruktywna krytyka - wszystko jest dozwolone. To motywuje mnie najbardziej w blogowaniu!:)

Chamstwo i obraźliwe teksty lądują w koszu od razu.

Popularne posty