Mężczyźni wcale nie są tacy źli!


W środkach masowego przekazu cały czas to samo jak niekończący się papier toaletowy albo wódka niedopitka. Seksowna agentka wybijająca facetów niczym terminator. Super mamuśka, która nie potrzebuje, by stary robił jej śniadanka czy przewijał płaczące niemowlę. Wściekła żona okładająca męża w sklepie. A nawet 6 latka trzymająca władzę na podwórku. A w tym wszystkim jeden mianownik – słaby chłopczyk, bo mężczyzną go nazwać nie można, ciota, ciamajda i smark, któremu trzeba podcierać tyłek, bo sam sobie nie poradzi. Mogłabym dalej wymieniać różne określenia, ale mi się nie chce.

Coś jest nie tak. Domyślacie się już co?
Podświadomy przekaz, którego normalnie nie wyłapie nikt. Ja go wyłapałam, ale późno, przez co musiałam dochodzić do niektórych rzeczy sama.
Choć w domu rodzinnym obserwowałam współpracę moich rodziców we wszystkim, to przykłady obserwowane dookoła mogłabym mnożyć na potęgę. Widok kobiet samotnie wychowujących dzieci był nieprzyjemny. Nigdy nie rozumiałam tego, dlaczego niektóre dzieci nie miały taty. Nigdy nie rozumiałam samotnie żyjącej sąsiadki, która pomimo wielu lat na karku nie miała męża. Nie rozumiałam dziewczyny z klasy, która rządziła całą bandą. Nie rozumiałam kobiet, które mówiły mi, że facet to nic niewarte zero, w zasadzie, po co mi facet? Nie rozumiałam ich wszystkich do momentu, w którym odkryłam, że niańczyłam swojego pierwszego chłopaka. Niańczyłam jak dzieciaka, który nie może sam sobie zrobić jedzenia. Nie pozwalałam odprowadzać siebie do domu, gdy robiło się ciemno, bo przecież było niebezpiecznie. To ja się troszczyłam o niego, bo w moich oczach był słaby. Oczywiście nie przeczę – on był słaby, bo tak został wychowany, ale moje podejście wcale nie było lepsze.
Prawda jest taka, że to, co zobaczyłam, nauczyło mnie, że faceci są miernotami i nie mogę na nich liczyć. Oczywiście z wyjątkiem taty, który zawsze był dla mnie supermenem. Reszta mogła się schować. Jak dla mnie to mogli czyścić kible. Dorastałam w otoczeniu, w którym gardzenie mężczyznami było na porządku dziennym. A role super bohaterek uwielbiałam. Lecz co za dużo, to nie zdrowo. Zaczęło mnie to męczyć.

Pewnego dnia zobaczyłam, że to nie ja muszę dbać o mężczyznę, tylko to on dba o mnie. Byłam tak dobrze przygotowana na to, że jako kobieta będę musiała polegać jedynie na sobie, że moje zdziwienie przybrało kolosalny rozmiar. Dziwiło mnie wyręczanie w niektórych rzeczach i stawianie mi obiadu. Z biegiem czasu były to poważniejsze rzeczy, a ja wrzucałam na luz. Widziałam, że on został po prostu dobrze wychowany i za punkt honoru stawia sobie, by jego kobieta nie miała na głowie tylu rzeczy, by nie musiała się wszystkim przejmować. Każdy ma swoje sprawy i obowiązki, ale najlepsze jest to, że można dzielić je razem, po partnersku. Można sobie zaufać i na sobie polegać.

Wtedy przyszła mi do głowy myśl.
Może oni faktycznie nie są tacy źli, a ten przykład wziął się z otoczenia, w którym żyłam?

To raczej oczywiste, ale ciężko mnie zmanipulować. Nie ulegam wpływom, a nawet się przed nimi bronię. Ale przez obserwacje przyjęłam postawę obronną. Ten przekaz płynął do mnie z zewnątrz. I nie tylko do mnie. Jest nas więcej.

Trzeba przyznać, że faktycznie na świecie jest sporo słabiaków. Niedojrzałych Piotrusiów Panów. Wiek nie gra roli. Poniekąd to wina mediów, a poniekąd nasza. Media rzucają pachnący kąsek, a my dajemy się sterować niepotrzebnym informacjom i sugestiom, jesteśmy pobudzane przez różne bodźce. Odnoszę nawet wrażenie, że niewinne scenariusze podsuwają to, że mężczyźni są nam zbędni, że czasem można zaprosić ich na seks, ale do życia się nie nadają. Nie ujmuję oczywiście serialowi „Sex and The City” *, bo uwielbiam go za cztery fajne laski… Do tego dochodzą przykłady z otoczenia. Jestem pewna tego, że nie jedna z Was widziała gościa, któremu mama podkłada kanapki pod buzię, a ojciec nie robi nic, bo mama i tak zrobi lepiej. Ojciec nie kiwnie palcem, bo nie musi, nie ma chęci, bo i tak zostanie oddelegowany z kwitkiem. Spotykając takiego syneczka, nie wymagamy, bo z miłości możemy zrobić wiele. Oczywiście z fajnego faceta również można zrobić niedołęgę więc…

Zamiast rzucać zaufanie w kąt i stawiać siebie w roli super woman, może zacznijmy wymagać siły i wytrzymałości od tych, których faktycznie powinna ona cechować?

Jestem kobietą. Mam swoje zajęcia, wychowuję dziecko i zajmuję się domem. Godzę to ze sobą, niejednokrotnie zarywając noce. Mimo to zdaję sobie sprawę, że fizycznie nie dam rady ogarnąć wszystkiego sama. Więc wymagam.
Wymagam pomocy i wsparcia, wymagam partnerskiego traktowania. Uważam, że będąc w związku, powinnam móc liczyć na mojego mężczyznę i wiem, że gdyby coś się stało, to mogę liczyć na to, że nie zostanę na lodzie. Mało tego – jestem tego pewna!
A przecież mogłoby być inaczej, gdybym traktowała go jak niedorajdę, prawda? Nic by nie robił, bo nie musiałby, nie rodziłby ze mną, bo dałabym sobie sama radę, nie opiekowałby się dzieckiem, bo zrobię wszystko sama i… Krew mnie zalewa jak tylko sobie o czymś takim pomyślę, bo prawda jest taka, że gdyby nie on, to umarłabym z przemęczenia. Muszę Wam zdradzić, że w ciągu pierwszych dwóch lat po narodzinach Julki kilka razy przyłapałam się na opierdzielaniu lubego z powodu zmęczenia. Byłam w takim stanie, że czasem nie myślałam logicznie. Oboje odwalaliśmy niezłą robotę i byliśmy zarobieni po uszy, z tym że… Zapominałam, że on pracuje cały czas na nogach w restauracyjnej kuchni, w hałasie i wysokiej temperaturze, po 12 godzin dziennie. Tak jak ja, tylko w innej roli. Też byłam po 12 godzin na nogach w hałasie, nie miałam czasu nic zjeść, było mi gorąco i byłam na każde zawołanie. Ze zmęczenia jednak zapominałam, że nie jestem sama, a co gorsza stawiałam siebie w świetle kogoś, kto odwala pierdyliard rzeczy więcej, więc jest silniejszy i wytrzymalszy. Nie wątpię w to, że matki naprawdę są silne i wytrzymałe, ale na miłość boską, nie zapominajmy o tym, że obok jest druga osoba, która siłą rzeczy może nam pomóc :))

Fajnie jest być kobietą, mieć swoją wrażliwość i delikatność. Dobrze jest na kimś polegać i mu ufać. Rozsądnie jest mieć własne oszczędności i silną psychikę na jakby co.
A jeszcze lepiej jest mieć zdolność samodzielnego myślenia i nie ulegać presji innych ludzi i cudzych sytuacji. Gdybym ulegała wpływom, to nie pozwoliłabym ukochanemu na działanie. A presja i rzucane przykłady cóż mówić więcej – budzą we mnie wstręt i mogę przyjąć postawę obronną, ale manipulacji nie ulegnę. Spróbujcie pobyć bez zewnętrznego przekazu i przyjrzyjcie się Waszym partnerom. Sprawdźcie ich same, w końcu to Wy decydujecie, z kim będziecie żyć. Pozwólcie im na to by o Was dbali i dajcie im kredyt zaufania.
Nawet Carrie zaufała mężczyźnie i pozwoliła o siebie dbać.*
Może media nie są skazane na porażkę.

Komentarze

  1. Jestem dumna z tego,że jestem kobietą i na każdym etapie życia chcę dążyć do niezależności i samodzielności ;) Bardzo ciekawie,a przede wszystkim spójnie,co rzadko się ostatnio spotyka piszesz ;) Pozdrawiam !

    www.horenxi.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Fantastyczny post :) Mi zawsze wydawało się, że wszystko zrobię sama i sama sobie ze wszystkim poradzę, taka typowa Zosia Samosia. Może dlatego, że taki miałam obraz w domu, moja mama kobieta która wszystko potrafi zrobić sama, typu wywiercić dziurę, naprawić elektrykę itd. Też chciałam być taką niezależną i silną kobietą. Tylko po co? Jeśli mam przy sobie fantastycznego faceta, który chce mi pomóc przy obiedzie, zrobi zakupy, gdy jestem chora poda kolację, leki, posprząta itd. Zdecydowanie zmieniłam nastawienie, gdy mój chłopak powiedział żebym dała sobie pomóc, bo do cholery jasnej po co on przy mnie jest. Muszę trochę zluzować i nie być taką silną i niezależną babką, bo jeszcze zepsuje na prawdę fantastycznego chłopaka :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mój facet jest prawdziwym superhero więc nic nie muszę wymagać- jestem zadowolona. Ale prawda jest taka, że każdy jest inny i wymaga czego innego, więc jeżeli ktoś chce być opiekunką dla faceta to cóż poradzić? :D
    :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja trafiłam na faceta, który sam chcę dużo rzeczy robić i często słyszę "Zostaw, ja to zrobię a Ty sobie usiądź". Obowiązki trzeba dzielić na pół, bo jedna osoba nie jest w stanie ogarnąć wszystkiego na raz. Nie można uczyć faceta, że będzie mieć wszystko podsuwane pod nos, bo jednego dnia przyjdzie i zapyta się "ale jak to, nie ma kolacji?!". Jeśli Bozia rączki dała to też muszą sobie w życiu poradzić. Skoro my kobiety potrafimy nie raz ogarnąć bardzo wiele same, to dlaczego oni mieliby tego nie zrobić? I masz racje, to wszystko kwestia wychowania + tego jak damy sobą manipulować :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miłe, ciepłe słowa a także szczera, kulturalna, i przede wszystkim - konstruktywna krytyka - wszystko jest dozwolone. To motywuje mnie najbardziej w blogowaniu!:)

Chamstwo i obraźliwe teksty lądują w koszu od razu.

Popularne posty