Podsumowanie roku 2017 i NOWY START bloga



Dziwnie mi z tym, że dodaję to tak późno, ale do tej pory nie miałam czasu na dodanie tego wpisu. Wolny czas poświęcałam na odpoczynek ale jednocześnie czułam, że jak nie spuszczę z siebie powietrza, to wybuchnę. A to, co chciałam napisać to to, że czuję się tak, jakbym zostawiła za sobą ciężki wór który dźwigałam tyle czasu. Jak zwykle, po noszeniu ciężarów odczuwa się zmęczenie i wszystko ze zmęczenia boli, więc na swój sposób jestem obolała, ale i to przechodzi, prawda?

Za każdym razem gdy publikuję coś równie osobistego, jestem w ogromnym szoku, że to potrafię. Nigdy nie byłam specjalnie wylewna, ale... czasem trzeba dać ujście emocjom. 2017 był z jednej strony spokojnym, a z drugiej mocnym i bogatym w emocje, niestety nie zawsze te pozytywne. Zdecydowanie różnił się od 2016 roku. Jak to mówią, w przyrodzie musi być równowaga, no i jest. Nie podobał mi się ten czas, naprawdę. I wręcz nie mogłam się doczekać, aż w końcu się skończy… Było męcząco, ale nie dostałam żadnej lekcji. Dostałam jedynie mocno po dupie i to całkiem nie z mojej winy. Moje znajomości same się zweryfikowały i rozczarowałam się kilkoma osobami. Fizycznie spokój, mentalnie śmietnik. Psychiczny rozgardiasz jest gorszy niż fizyczna harówa. Mogłabym po tym spać latami. 

________________________________


W 2017 roku totalnie nie zwracałam uwagi na to, czym zachwycałam się wcześniej. Dostrzegałam piękno, ale gdzieś z tyłu. Nie robił na mnie wrażenia śpiew ptaków czy przyroda. Niebieskie niebo czy zachody słońca były piękne, ale przy moich zmartwieniach nie podnosiły mnie na duchu. Notorycznie zasypiałam z makijażem na buzi i nie wysypiałam się. Nie miałam czasu myśleć o małych, prozaicznych rzeczach, którymi zachwycałam się wcześniej. Mało myślałam o sobie. Za dużo myślałam o innych rzeczach by myśleć o tym co mam obok.

W strefie zawodowej nastąpił spory przełom bo pracę zdalną zastąpiła praca z ludźmi. Była to dla mnie bardzo duża zmiana - jak myślicie - jak to jest wyjść z cichego, sterylnego domu i zmienić otoczenie o 180 stopni? Od tłumów się pochorowałam tak, że myślałam, że chyba umrę! L4 i antybiotyki towarzyszyły mi przez jakiś czas. Przez taką zmianę brakowało mi czasu na wcześniej bieżące rzeczy. W wolnym czasie spałam... Ale nie było tak źle. Poznałam nowych ludzi, dzięki którym uświadomiłam sobie to, że jako mama i kobieta odwalam ogromną robotę. Moja asertywność wzrosła o kolejne 100%. Bujałam się z fajnymi ludźmi po miłych knajpkach. Pomimo uwielbienia do zakupów stałam się strasznym skąpiradłem (nie działa na wyprzedażach :D). To nawet dobrze, bo to dobra droga do oszczędzania, niezależnie od tego, czy ta kasa pójdzie na życiowe sprawy czy wymarzony Londyn. 


Powiem Wam z grubej rury - 2017 był strasznie męczący, a ja mam wrażenie, że z tego zmęczenia postarzałam się o kilka lat w środku. Niestety i stety, stałam się o 10000% chłodniejsza i ostrożniejsza wobec innych, a moja nieufność rozrosła się do ogromnych rozmiarów. Moje znajomości zweryfikowały się same a ja zostałam z najwierniejszą mi garstką ludzi u boku. Przestałam starać się o atencję osób, do których żywiłam ciepłe odczucia bez wzajemności. Poziom powagi się nie zmienił, ale na mojej twarzy często gości chłód...


Czy dostrzegłam jakieś pozytywy? Oczywiście! 
Odkryłam, że warto postawić na swoim i nie dać się stłamsić. Trzeba mieć swoje zdanie, trzeba być sobą i nie rezygnować z tego tylko po to, by się komuś przypodobać. Warto pokazać, że potrafi samemu potrafi się wszystko. Moja dewiza by inwestować w siebie, jest zawsze aktualna. Kolejna rzecz to NIE TRACIĆ KLASY i SZACUNKU DO SIEBIE. NIGDY. Mając klasę zawsze będziesz wyżej od buractwa nawet, jeśli wydaje ci się, że jest inaczej. Szacunek do siebie buduje twoją pozycję w oczach innych. Szanuj siebie a inni będą szanować ciebie

________________________________


No dobra, ale co za tym idzie? Wszystko w 2017 roku miało wpływ na bloga, który podupadł. Dlatego…
… pomyślałam, że wprowadzę zmiany. Na początku pomyślałam sobie, że przeniosę bloga na Wordpress. Planowałam to już kilka razy, ale zawsze brakowało mi czasu i motywacji, a potem o tym zapominałam. Tym razem bardzo dobrze o tym pamiętałam, ale dałam sobie czas na zastanowienie. Od dawna czułam pewne ograniczenia w Bloggerze - nie umiem tego nazwać, ale miałam wrażenie, jakbym była zamknięta jak biedna kurka w małym gospodarstwie. Kurka miała tylko 50m2 trawki do biegania. Dlatego już dawno temu Wordpress stał się dla mnie ucieleśnieniem wolności, odbiciem zielonej łąki po której chodzą szczęśliwe kurki. A co idzie za byciem szczęśliwą, bloga chcę prowadzić lekko, wracając do tego co kiedyś robiłam. Na świeżo recenzować ulubione rzeczy. Wstawiać zestawienia ulubionych, kobiecych zdjęć. Znowu dodawać posty z cyklu „family photo diary". Czynić to, co sprawiało mi przyjemność. Ale, ale, ale… Gospodarstwa się powiększają i rozwijają. Trawy jest więcej, więc kurki zyskują miejsce do biegania. Pojawiają się udogodnienia i ułatwienia, gospodarstwo pięknieje, a co najważniejsze - jest bezpieczne i w jego granicach wszystko niesie się szybciej. Gospodarz chroni swoje kurki. Na łące kurka może sobie nie poradzić, lub dopadnie ją lis albo inne szkodniki. Dlatego zastanowiłam się nad tym, czy naprawdę jest mi to potrzebne i czy naprawdę mam potrzebę uciekania z Google do Wordpressa?
Yyy… Sama nie wiem.

Blog nie jest firmą, prowadzę go dla przyjemności i luzu. Domena to pikuś za 50 zyla, ładny motyw można kupić w internecie. Googlowe blogi szybciej się pozycjonują nawet, jeśli posty nie zawierają klikbajtowych nagłówków. Google chroni swoje dziecko przed wirusami, doskonali własną, blogową platformę. Statystyki wcale mi nie wzrosną, jeśli na Wordpressie będę pisać z podobną częstotliwością. Jeszcze kilka dni temu byłam na 100% pewna przenosin a dziś mam to w dupie. Ciekawe, czy zacznę wkrótce marudzić. Pewnie tak :D

________________________________


Ostatecznie i po dłuższej przerwie pozostałam więc przy zmianie motywu i wrzuceniu archiwum z 6 lat prowadzenia bloga, do jego stopki (dół bloga). Te kilka lat to kawał czasu, a wpisy to jedna z moich najpiękniejszych pamiątek. Ten krok pozwolił mi na NOWY START z jednoczesnym zachowaniem wspomnień. Jeśli jeszcze mogę coś wspomnieć o motywie, to wybrałam taki, który najbardziej odpowiadał moim potrzebom w tym czasie. Teraz blog nie jest nudny ani typowo blogowy, a tym bardziej nie przypomina magazynu. Ta zmiana była świetnym krokiem zwłaszcza, że poprzedni motyw miał prawie 2 lata! 


Rok 2018 to czas nowej energii, czuję to w kościach... Zresztą nie tylko ja! Mam wrażenie, że wiele osób ma takie poczucie. Jestem tego pewna.
I nawet mam postanowienie noworoczne. Moje pierwsze!

Mniej przeklinać!


Uściski! 


Komentarze

  1. Cudowny tekst kochana. Oj tak też mam ten dylemat czy przenosić bloga na WordPressa. Pozdrawiam. 😊 😘

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymam kciuki za lepszy 2018 rok :) szczery wpis, miło Cię czytać

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo mądry i wartościowy wpis. Dla mnie ubiegły rok też był bardzo trudny, a jego trudy odbijają się na twarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Szacunek do siebie to jedna z ważniejszych rzeczy, zawsze powtarzała mi to moja mama :) Świetny wpis, trzymam kciuki, żeby Twoje postanowienia i plany się zrealizowały :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo ciekawy wpis. Oby ten nowy 2018 rok był zdecydowanie dla Ciebie o wiele lepszy i pełen pozytywnej energii. Natomiast na tej odświeżonej blogowej drodze życzę Ci wielu czytelników, samych pozytywnych komentarzy oraz niekończących się pomysłów na wpisy! Powodzenia! =]

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam podobne odczucia co do 2017. Tez wiele kopniakow po tyłku dostałam, Ale i też doszłam do wniosku, że muszę więcej o siebie dbać. Co do bloga to ja kiedyś byłam na darmowym wordpressie i szybko wróciłam na bloggera. Na razie nie zamierzam się stąd ruszać. Zwłaszcza, że po przenosinach na Wordpressa straciłam wielu obserwatorów itd...

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojjj nowy start i nowy cudny wyglad bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam cały tekst od deski do deski i mam bardzo podobne przemyślenia. 2017 był dla mnie ciężki, ale to tak ciężki, że pod koniec modliłam się już o jego koniec. Mam ogromną nadzieję,że 2018 będzie choć trochę lżejszy i pozwoli mi na rozwinięcie skrzydeł i przede wszystkim osiągnięcie spokoju ducha. Motyw bardzo mi się podoba! Jest taki "Twój"! <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Ty i mniej przeklinać? Pfff... :D
    Trzymam kciuki za realizację Twoich postanowień :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miłe, ciepłe słowa a także szczera, kulturalna, i przede wszystkim - konstruktywna krytyka - wszystko jest dozwolone. To motywuje mnie najbardziej w blogowaniu!:)

Chamstwo i obraźliwe teksty lądują w koszu od razu.

Popularne posty