NOWY ETAP w naszym życiu. Zaadoptowaliśmy psa!


Mamy grudzień, miesiąc pełen nadziei i miłości. To czas, w którym łatwiej jest nam przetrwać niepowodzenia i z wiarą spojrzeć w przyszłość. Potrafimy dostrzec sens w niektórych rzeczach, często tak bezsensownych i niedorzecznych... Analizujemy minione miesiące, mając pełny wgląd we wspomnienia. Widzimy, co zrobiliśmy źle, dostrzegamy, ile dobra do nas przyszło. Zauważamy, że w natłoku spraw nie zauważyliśmy, że po spełniały nam się marzenia...




Zimny, jesienny wieczór. Właśnie jedziemy z Julią do domu. Ona spogląda na światła w oddali za oknem, ja delektuję się upragnionym powrotem do ukochanych czterech ścian. Jestem domatorką i tak bardzo kocham mój dom, że przebywanie w nim sprawia mi ogromną ulgę. W torebce rozbrzmiewa dźwięk wiadomości z messengera. O, to Damian! Otwieram...


Moim oczom ukazują się zdjęcia dwóch szczeniąt. Jedno z nich to puchata, czarna kuleczka z hipnotyzującymi, mądrymi oczami. Druga to żółty, krótkowłosy pulpecik. Moje serce przyspiesza gwałtownie, gdy pada pytanie... „Którą bierzemy?” Bez wahania odpowiadam, że czarną. Zakochuję się w niej od pierwszego wejrzenia. Pies jest z ogłoszenia, jakaś kobieta na cito oddaje szczenięta.
Kilkanaście godzin później Damian przynosi w rękach maleńkie, wystraszone szczenię. Ja jestem podekscytowana jak diabli, za to sunia trzęsie się ze zdenerwowania i obserwuje nas ze strachem. W końcu przełamuje się i otwiera, lecz nie dane jest mi z nią spędzić pierwsze godziny, bo muszę iść do pracy. Jula nie posiada się ze szczęścia! Żegnam się, daję buziaka i wychodzę. Nie jestem w stanie wyrazić tego, jakie zdziwienie czeka mnie w nocy, gdy odkrywam, że pies ma pchły i nie wygląda ani nie pachnie jak taki, którego trzyma się w domu. No cóż, na tą chwilę daję mu spokój, bo widzę, że chce spać. Z tematem zamierzam rozprawić się dopiero następnego dnia, bo na moje nieszczęście jest weekend i weterynarz nie przyjmuje.


Następnego dnia dokładnie oglądam psa. Sierść i łapy wyglądają, jakby były przykurzone, skóra jest pogryziona do krwi, a w pachwinach widzę strupy. Najgorsze są te okropne, przebiegające między sierścią pchły. Tak bardzo nie lubię robactwa, że aż mną telepie. Dzwonię do teściowej, radzi by psa polewać wodą z prysznica to pchły wyjdą. I pchły owszem wychodzą, a nawet wyskakują w desperacji, wszystkie topię z niesamowitą zajadłością, ale to nie wszystko. Do wanny spływa szaro brązowa struga brudnej wody. Perła się spina, ale w końcu na jej pysku widnieje ulga nie do opisania. Cholery wstrętne już nie gryzą. Sunia jest czysta i nie pachnie tak specyficznie. Następnego dnia pani weterynarz spryskuje sierść sprejem przeciw pchłom i kleszczom. Perełcia przestaje się drapać, a ja mam wrażenie, że ten pies nie miał nic poza matką, rodzeństwem i budą. Czuję, że my jako rodzina zrobiliśmy coś dobrego. Dla mnie osobiście było tak, jakby czyiś kłopot stał się dla mnie pewnego rodzaju wybawieniem. Miałam pod ręką kolejnego, kochanego malucha a moje problemy zdrowotne nie miały przy tym znaczenia. Moje marzenie się spełniło...





W tym momencie mijają prawie dwa miesiące od chwili, gdy Perła pojawiła się w naszym domu. Pierwszy miesiąc był bardzo trudny, bo skończyłam z nogą w gipsie, mając pod opieką dwa maluchy i dom. Los ufundował mi niezłą szkołę przetrwania, a ja kompletnie pogubiłam się w natłoku zdarzeń. Humorzasta córa, pies uczący się załatwiania swoich potrzeb na matę... Obiad sam się nie ugotował, dywan nie odkurzył. Było cholernie męcząco, ale dałam radę. Potem było już lepiej, a dziś mój pies bez problemu reaguje na moje komendy i załatwia się na dworze. A najsłodsze jest to, że potrafi przybić piąteczkę łapką i przybiega do kuchni na dźwięk otwierającej się lodówki.


To cudowne życzenie mogło się ziścić, dopiero gdy stanę się dorosła. Z niecierpliwością więc oczekiwałam na moment, w którym w życiu moim i Damiana, pojawi się pies. Zawsze marzyłam o suczce, o tym, by wychowywać ją od szczeniaka, i żeby moje dziecko miało czworonożnego przyjaciela. A najbardziej chciałam mieć kudłatego towarzysza i pieszczocha w jednym. Nowy etap w życiu przyniósł nie tylko radość, ale i frustrację. Przed nami pojawiło się ogromne wyzwanie, jakim stało się wychowanie zwierzęcia. Podobno jak wychowasz dziecko, to i z psem sobie poradzisz... A dziś myślę, że owszem da się, ale jest to niezwykle trudne i niekiedy bywa frustrujące. Ulgę przynosi mi to, że nie jestem z tym sama i że zachowania Perły bardzo przypominają te z życia małych dzieci. Dlatego też wszystkie złe emocje spływają po mnie jak po kaczce, a dobre zostają w sercu.


Dziś wiem, że nasze życie stało się pełniejsze a posiadanie psa to najlepsza rzecz, na jaką mogliśmy się zdecydować. Choć początki nie były łatwe, to ani razu nie poczuliśmy, że żałujemy. W końcu kto jak nie pies, cieszy się tak po naszych powrotach do domu? ;)




Komentarze

  1. Perła jest piękna:) Wspaniale, że znalazła nowy dom. To przykre, jak niektórzy traktują zwierzęta...:( Tez bym chciała przygarnąć kiedyś pieska, ale to jeszcze kilka lat, jak córka podrosbie:)

    OdpowiedzUsuń
  2. jest bardzo slodki! taki smieszny bo uszka takie wielkie. Bardzo dobrze ze jest w domu zwierzatko :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest piękna! Brawa dla Was i powodzenia :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaki słodziak niesamowity :D Też mam suczkę w domu i jest niesamowicie mądrym psem :D
    Reaguje na komendy siad, podaj łapkę i piątka. A gdy ktoś zapyta czy idzie na dworek to szczeka jak szalona i popędza żeby szybko się ubierać :D Jest maksymalnym pieszczochem :D

    OdpowiedzUsuń
  5. My jestesmy wlasnie na etapie adopcji, ale kotka <3
    Slodziak na tych zdjeciach <3 <3

    Angelika eM BLOG

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miłe, ciepłe słowa a także szczera, kulturalna, i przede wszystkim - konstruktywna krytyka - wszystko jest dozwolone. To motywuje mnie najbardziej w blogowaniu!:)

Chamstwo i obraźliwe teksty lądują w koszu od razu.

Popularne posty