Ulubieńcy kosmetyczni ostatnich miesięcy!




Ostatnio rozmyślałam sobie trochę o blogowaniu i powiem Wam, że gdybym miała być blogerką kosmetyczną, to by mi to po prostu nie wyszło. Nie mogłabym być tak monotematyczna, a poza tym nie lubię mieć w kosmetyczce za dużo. Zużycie czegokolwiek poza pudrem, podkładem i pomadkami nawilżającymi jest dla mnie dość ciężkie - skutki tego odczułam niedawno, sprzątając z niechęcią szufladę pełną kosmetycznych różności. Poza starymi szminkami wywaliłam m.in. lakiery, bo przecież nie maluję paznokci, nawet nie potrafię... Były stare, a ja walczę z nawykiem obgryzania pazurków. Bez sensu, prawda?
Choć wyrzucanie lakierów do kosza brzmi kosmicznie, to nie dajcie się temu zwieść. Jeśli czytacie mojego bloga od lat, to wiecie, że lubię minimalizm w szafie i kosmetyczce... Bardzo selekcjonuję rzeczy które używam, każdy wybór jest naprawdę przemyślany, no ale dopuszczam tą możliwość, że nie wszystko idzie po mojej myśli. Pomimo tego, że znajduję takie rodzynki (jak te lakiery), to mam swoje sprawdzone produkty, które naprawdę uwielbiam i uważam, że są warte wydanych pieniędzy. Przeczytajcie dalej, a może coś Wam się spodoba i postanowicie to przetestować!:)


Rozświetlacz od Make Up Revolution,
który kupiłam niecałe dwa lata temu w Kontigo, nadal mi świetnie służy i jest bardzo wydajny. Mix kolorów daje fajny efekt rozświetlenia, a i nad efektem możemy popracować, odpowiednio wybierając dowolny odcień z serduszkowej palety barw, lub je mieszając. Produkt fantastycznie trzyma się na buzi i KONKRETNIE dodaje blasku ;)


Korektor AA Wings of colors 
sprawdził mi się najlepiej ze wszystkich korektorów jakie używałam do tej pory. Bardzo dobrze kryje cienie pod oczami i inne niedoskonałości, dobrze się trzyma na skórze przez wiele godzin i co najważniejsze - nie szczypie mnie po nim skóra! Zawsze biorę go ze sobą w razie niespodziewanej awarii i mnie nie zawodzi ;)


Peeling do ust Dior
to najbardziej poręczny i praktyczny peeling jaki miałam do tej pory. Może i jest drogi jak diabli, ale robi z moimi ustami prawdziwe CUDA. Nie dość, że ZŁUSZCZA je i KONKRETNIE NAWILŻA, to na dodatek po nałożeniu czuć efekt chłodzenia, który uwielbiam. Ostatnią rzeczą jaką mogę na jego temat powiedzieć jest to, że cudownie smakuje i rewelacyjnie pachnie. Ten dostałam w prezencie ale gdybym miała sama kupić to nie żałowałabym pieniędzy - jest naprawdę super i dzięki komfortowi noszenia często jest dla mnie zamiennikiem szminki.


Tusz do rzęs Eveline Volume Celebrities
jest moim ulubionym tuszem zaraz po Lash Sensational od Maybelline. Choć nie jest wodoodporny, to ma wydłużać rzęsy i w tej kwestii sprawdza się świetnie. Ma genialną szczoteczkę, która naprawdę dobrze rozczesuje rzęsy.




Podkład Liquid Control od Eveline *baby face effect*
to najlepszy podkład spośród podkładów używanych w ciągu ostatnich dwóch lat. Razem z pudrem matującym dobrze radzi sobie z mocną klimą i nie waży się na buzi. Ponadto nie zapycha porów i dobrze się go rozprowadza na skórze. Jest tak świetny, że do tej pory kolejna nowość od Eveline nie jest w stanie go przebić!




Płynny róż  O. TWO. O 
zakupiony na Alie, był totalnym, ale za to bardzo pozytywnym zaskoczeniem! Można by sobie pomyśleć, że jestem durna, zamawiając kosmetyki których nie znam, ale... moje podejście do kosmetyków z Aliexpress jest całkowicie obojętne i myślę, że jeśli czytacie opinie pod aukcjami to raczej nie natniecie się na kompletny bullshit. Marka O. TWO. O ma swoją stronę internetową i normalny sklep na Alie, więc się nie bałam tym bardziej, że te kosmetyki wyglądają naprawdę bardzo kusząco. Tak było z tym różem, którego kolor bardzo przypomina mi Orgasm od NARS. Szata graficzna i opakowanie to jedno, ale jakość... Ten róż nie dość, że może być różem, pomadką czy cieniami do powiek, to na dodatek siedzi na skórze cały dzień. Jest obrzydliwie wydajny a pigment to najmocniejsza z jego stron. Szczerze powiedziawszy nie miałam fajniejszego różu!




Roż do policzków AA Wings 
to mój kompan w krótszych i dłuższych podróżach. Kupiłam go awaryjnie w Rossmannie bo szybko potrzebowałam czegoś do akcentowania policzków. Lubię go, bo jest przyjemny, bardzo aksamitny, nie spływa wraz ze smalcem, który uwalnia się w ciągu dnia :D Daje delikatny efekt lekko rozgrzanych (!) policzków i wizualnie dodaje zdrowia, gdy go nie ma ;)





I najlepszy smaczek na koniec, a jest nim...
Paleta cieni Natural Matte od Too Faced
Mam już ją ze sobą ponad rok i uważam, że to jedna z najlepszych paletek jakie miałam. Cienie są niesamowicie napigmentowane, wydajne i na dodatek bardzo długo utrzymują się na powiekach. Na dodatek kolor Sexspresso z przyjemnością wykorzystuję do podkreślenia brwi, a Lace Teddy awaryjnie jako... róż! Te cienie są idealne do makijażu dziennego i myślę, że posłużą mi jeszcze długo :)
Polecam, bo cena jest odpowiednia do jakości.

Komentarze

  1. Spore zużycia widze :) paleta cieni mega mi sie podoba

    OdpowiedzUsuń
  2. hmmm znam tylko tusz do rzęs z Evelline! musze w końcu przetestwać ten podkłąd z eveline;)
    a sama ostatnio siadłam i wywaliłam wszystkie lakiery do paznokci i przejrzałam kolorówkę - taka radość!

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę się w końcu skusić na serduszko z MUR

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Miłe, ciepłe słowa a także szczera, kulturalna, i przede wszystkim - konstruktywna krytyka - wszystko jest dozwolone. To motywuje mnie najbardziej w blogowaniu!:)

Chamstwo i obraźliwe teksty lądują w koszu od razu.

Popularne posty